Kobieta
w bieliźnie z drutu kolczastego, „dzień bez telewizora”, protesty
podczas zjazdów Światowej Organizacji Handlu, wielbłąd chory na raka
albo świński ryj wyłaniający się z mapy Stanów Zjednoczonych. Co łączy
te zjawiska?
To broń antyglobalistycznej partyzantki, kontrkulturowego ruchu znanego zagranicą pod nazwą culture jam.
Pojęcie
culture jam oznacza mniej więcej tyle, co hamowanie kultury, w tym
przypadku obowiązującej kultury konsumpcjonizmu. Obalić świątynie
konsumpcji i pokonać wroga jego własna bronią, oto motto działaczy
ruchu, którzy m.in. za pomocą przeróbek billboardów, reklam radiowych i
telewizyjnych, próbują uwidocznić pełniący się w społeczeństwie kult
rzeczy i pozoru. Ponieważ kluczowym pojęciem dla aktywistów culture
jam’u jest teoria memów – jednostek informacyjnych, które infekują
ludzka świadomość i są trudne do usunięcie – ich działalność
koncentruje się na ukazywaniu drugiej twarzy wielkich przedsiębiorstw
międzynarodowych i ich bombardujących umysły kampanii promocyjnych.
Stąd też stosowanie stylizacji reklamowej to częsty motyw w twórczości
culture jam; parodiowanie reklam coca-coli, McDonalda, Camela czy
Triumphu to właśnie ich dzieło.
„Pinokio w hołdzie szablonowi” – głosi napis na uniwersyteckim murze
przy Krakowskim Przedmieściu, „consume ergo sum” – obwieszcza odcisk
zielonej pieczęci na ścianie ASP w Warszawie, „Każdy widzi co lubi”, to
adnotacja z autobusowej vlepki. Wystarczy się rozejrzeć: culture jam
sztabów strategiczno-programowych nie ma, a wyrasta, choć go nie sieją
również na polskiej ulicy. Tutaj jest, oczywiście, jeszcze w
powijakach, ale też nasze doświadczenia z konsumpcją są krótsze niż np.
amerykańskie.
Vlepki czyli naklejki z rysunkami można spotkać prawie wszędzie: na
słupach, w autobusach, bramach. Dostępne są także na stronach
internetowych, np. http://vlepsquad.prv.pl/, http://nnk.art.pl,
http://independent.pl/vlepki
Quake to popularna gra komputerowa. Fani twierdzą, że może uzależnić.